W raporcie, jaki otrzymałam od mojej Quality Manager stało, iż testowana saszetka nie leżała jednak zbyt blisko tematu morskiego.
Akcję ratunkową wszczęto. W jej wyniku stanęło na kole, nomen omen, ratunkowym, które okazało się twardym orzechem do zgryzienia.
Nie chodzi bynajmniej o perfekcyjne krągłości, bo nie ciągnie mnie do przedmiotów pod linijkę (a już na pewno nie do takowych kół!), ale o wnętrze. Po dwóch próbach wiem, że porządne koło ratunkowe nie urodzi się z prostokąta, a materiały elastyczne to strzał w kolano (szyjącego/-j), ponieważ nie sposób tchnąć ducha w koło, które raz po raz się odkształca pod wpływem wtłaczanego w nie ducha (w tym przypadku skrawków otuliny). Płótno skrojone bez linijki oraz zbytniej dbałości o promień i średnicę zmieniło się w pokraczne koło ratunkowe, ponoć jak z Titanica.
Potem odrobina perswazji, i koło zadyndało na nerce. Rezygnuję z testów jakości, ponieważ koło umocowałam na rzep (ze względów praktycznych - dzięki temu i nerka, i koło mogą być czyszczone osobno). A każdy rzep jest wobec Maciejki z góry skazany na niepowodzenie!
![]() |
CO?? Nie będzie testów jakości??! W takim razie, ja do tego łapy nie przyłożę! |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz