niedziela, 30 września 2012

Na przekór chłodom i ponurym minom...

 ...pojawiły się w mojej okolicy dwa wzmacniacze/ wywoływacze pozytywnych nastrojów. Jeden i drugi chętnie potowarzyszy nam w dramatycznych sytuacjach życiowych, gdy idziemy na zakupy i zapominamy portfela na przykład. Spoglądamy wówczas na krzepiącego towarzysza, doceniamy zalety windy, i za 3 minuty jesteśmy znowu w warzywniaku.


W środku zamontowałam organizer na drobiazgi, które, wiadomo, bez niego wylądują na dnie, pod kurzą piersią, szczypiorkiem i mozarellą. Organizer jest do wyjęcia, ponieważ troczki zaopatrzone są w zatrzaski - dzięki temu można używać go również do innych siateczek :)



Pokrzepiacz drugi może okazać się bezcennym drogowskazem w jesiennej szkole. No ba, zaczęło się! Rusza lawina sprawdzianów, rycie do nocy, słówka na niemiecki i eseje na coś tam. Wiadomo, we wszystkim trzeba mieć umiar... dlatego od czasu do czasu spoglądamy na taki (de)motywator: 


Tył:


 ***

Ja z warzywniaka (pamiętałam o portfelu) przyniosłam maliny. Podobno najprostszy test sprawdzający, czy odżywiamy się zgodnie z potrzebami naszego organizmu, polega na ocenie swojej kondycji 30 minut po posiłku. Jeśli jesteśmy zmęczeni, znużeni, senni, marudzimy, nie dajemy żyć otoczeniu - należy zmienić zawartość talerza. Ja czuję się świetnie i zamierzam wyciągnąć z tego daleko idące wnioski! 


sobota, 29 września 2012

Przed i po

Zaszalałam na zakupach.
W hurtowni materiałów technicznych. Nie będę się rozpisywać - napiszę tylko, że obok silikonu na uszczelki piętrzą się tam bele bawełny każdej gęstości i splotu niemalże. Grubej, mocnej, nawet na namioty.
I znowu jestem w epoce "before" and "after".


Dziś mały zwiastun - na dobranoc :)

sobota, 22 września 2012

No i jest

Jesień. Jak nic. Ostatni dzwonek, by zebrać z balkonu zioła i znaleźć im lokum na zimę. Moja wiecznie kwitnąca begonia mogłaby zostać teraz przemianowana na begonię kwitnącą wietrznie. Gdyby oczywiście kwitła. Nie chciała jednak, więc przyniosłam wrzos. Koty się zachwyciły, ale do czasu. Pierwszy raz zdarzyło się, że nie chciały pomagać w pracach ogrodowych na balkonie - wcale im się nie dziwię, przy dzisiejszym chłodzie i wietrze i ja nie miałam przyjemności z grzebania w ziemi. Brrr. Zostawiłam zdjęcia zieleniny i wrzośniny zrobione "tradycyjnie", by unaocznić to, co dziś duje nad Gdynią.



Rano skoczyłam do starego, zawsze napawającego nostalgią Wrzeszcza. Niekoniecznie po to, by sprawdzić, czy i tam duje, ale niezależnie od intencji i tak się o tym przekonałam (duje!). Stary-nowy Wrzeszcz musi radzić sobie, by łączyć te dwa przymiotniki. Nie ma lekko, pewnie w niewielu miejscach zakład gorseciarski sąsiaduje z ultranowoczesną, ogromną galerią handlową.


 

Szukałam we Wrzeszczu tych świadków mijającego czasu, na których patrzyłam codziennie jeszcze kilka lat temu, mieszkając tam. Na próżno. Nie warto było widocznie odnawiać, zachowywać.
Nie szukałam za to jesieni. Sama się znalazła.
W tarcie dyniowej.


W zawieszkach jak ciepły szal. 


 W foremkach jak z lasu.






Technicznie nie byłam przygotowana na to spotkanie z jesienią. Dotyczy to tak sprzętu foto, jak i odzieży wierzchniej. Ale chyba nie muszę nikogo przekonywać, że ciepły koc, książki i dzban herbaty z malinami (najlepiej tymi, na których dojrzewała nalewka!) to najlepszy pomysł na ten weekend.

Wszystkiego dobrego jesiennie :)