czwartek, 25 kwietnia 2013

Jestem niewąska!

"Wąskim" nazywano pewnego wąsatego nauczyciela, który kiedyś pracował w mojej szkole.
Niewąska jest moja listonoszka z kawałków sztruksu pozostałego po szytych chyba 7 lat temu spodniach i szarego lnu. Parę dodatków, urocza wypustka, i jest.





środa, 24 kwietnia 2013

Laptop się chowa, mucha nie siada!

Od dłuższego czasu każdą zepsutą, zużytą, znoszoną torebkę przed wyrzuceniem totalnie rozbrajam. Z zamków, ramek, elementów stalowych do powtórnego wykorzystania, czasem wycinam nawet więcej. Niedawno rozbroiłam w ten sposób torebkę mojej mamy, za którą sama przepadałam. Nie mogłam się oprzeć i poza stałymi elementami wycięłam również przeuroczą kieszonkę. Problem był taki, że była wkomponowana w dość niewielki kawałek materiału (ekoskóra) i mogłam wyciąć niewiele poza samą kieszonką. Spodziewałam się więc problemów z zamontowaniem jej. Ale jakoś poszło :) Nareszcie mój lapek może cieszyć się czymś więcej niż kawałkiem zwykłego neoprenu. Taki neopren, to dopiero bez polotu!

PS. Po moim pierwszym zdaniu Lewandowski strzelił pierwszego gola. Szkoda, że nie dla nas ;) ale i tak się jaram i lecę na ciąg dalszy meczu!





poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Torby z morza i marzeń

To morze i marzenia, to - dla niezorientowanych - o Gdyni właściwie. Ale pozwoliłam sobie ze względu na mój bliski związek z tym miastem ;) i podobny związek serii (s)tworów, które planuję. Uwielbiam styl marynistyczny, nawet takież okulary nabyłam ostatnio spontanicznie! A mieszkanie nad morzem niemal obliguje do posiadania w szafie pasiastych zestawów, jakiejś kotwiczki, niekoniecznie żeliwnej, albo metra sznura do zawinięcia na knadze ;)
Niezmiernie się cieszę, gdy przyjmuję zamówienie na "marinę", bo to czuję! Kiedyś powstała nerka taka. A dziś torebka, której Pani Kapitan dopiero przy czwartej chyba rozmowie na jej temat zdradziła mi nieśmiało, że tak najbardziej najbardziej to chciałaby mieć żaglówkę na niej...
Naturalne tkaniny. Bawełna. Podszewka bawełna - len. Tasiemki tematyczne i konsekwencja w kolorystyce. Zmieści plażowy kocyk i książkę. Ba, nawet krem do opalania!





niedziela, 21 kwietnia 2013

Nas, geniuszy, jest mało

Na taką tabliczkę-pocztówkę trafiłam.


 Coś Wam powiem..... to jest o moim sąsiedzie! Bron kończy właśnie cztery lata i może wywołać kompleksy u niejednego starszaka. Nie wiem, czy ktoś zna wszystkie dinozaury tak jak on. Co więcej, o każdym gadzie Bronek mógłby Wam coś powiedzieć, i spokojnie poradziłby sobie z ich nakarmieniem.
Gdyby spotkał tyranozaura na swojej drodze...cóż, czego może się bać taki pirat jak Bronek? Świat mórz i oceanów to jego żywioł. Życie na statku i setki walk z potworami morskimi wykształciły w nim niesamowitą odwagę i spryt. Poradzi sobie z każdym, nawet najniebezpieczniejszym stworzeniem.
Ale morskie przygody i opowieści to szaleństwa młodości. Wygląda na to, że Bron zaczyna poważnie myśleć o przyszłości - swojej i naszej planety. Jakiś czas temu doszły mnie słuchy o propozycjach, które mogłyby uratować Ziemię od zagłady. I tak, Bronek rozważa, czy nie zostać odkrywcą i stać się współczesnym Herkulesem i Atlasem jednocześnie. Wszechświat przyciąga, i to nie tylko ze względu na pole magnetyczne. Kto wie, co odkryje w nim czterolatek zza mojej ściany?

W związku z urodzinami chciałam mieć swój mały udział w odkryciach. I przygotowałam Małą Księgę Gwiazdozbiorów, pomocną przy obserwacji nieba podczas wojaży.


Na kartonikach zaznaczyłam najważniejsze gwiazdy wybranych konstelacji. Dziurawiłam kartki, starając się uwzględnić wielkość gwiazd - kartoniki podstawiamy pod światło i mamy Wielkie Wozy i Małe Niedźwiedzice! Po takim wstępie bez trudu znajdziemy te gwiazdozbiory na niebie.
Przy dwóch konstelacjach połączyłam gwiazdy tak, jak przywykliśmy oglądać je w atlasach itp. Resztę roboty zostawiłam dla Bronka.



Przygotowałam też wycinki z legend i podstawowe informacje o tych gwiazdozbiorach. 
Wszystkie karty są spięte tak, że księgę można rozbudowywać. 
(Być może znajdą się w niej kiedyś gwiazdozbiory odkryte  przez Bronka?) 

 

Baaardzo mi było dobrze na sercu przy tym dłubaniu. Wracały noce, które spędzałam pod namiotami, z głową zadartą do góry. Ach, ach.

Przydała się elastyczna folia - uszyłam z niej opakowanie, dzięki któremu Księga może służyć małemu astronomowi dłużej niż jeden sezon.
Przy okazji - polecam "Spacer po niebie", widoczny na zdjęciach. Nie pamiętam, jakim przypadkiem trafiła do mnie ta książka lata temu, ale przepadam za nią.
  


Każdy ma jakiegoś bzika

Wokół mojego warsztatu czasami wieje nudą. Zwłaszcza, gdy mam na głowie setki ocen do wystawienia i dziesiątki sprawdzianów do akceptacji lub odrzucenia. Albo wtedy, gdy maluję/ szyję trzydziesty raz tę samą siatkę.
Od jakiegoś czasu mam przyjemność zaczynać (i często też kończyć! ;)) projekty unikatowe. Chociaż... już wiem, że przymiotnik "unikatowy" szybko się dewaluuje. Jak długo bowiem, czyli do której kopii, jest się unikatem? Na początku o każdej mojej siatce i torbie myślę, że nim jest ;)
Ale kwestie lingwistyczne nie są dziś tematem głównym. Tak czy inaczej, mam o czym pisać i co prezentować. Jeszcze chwila, a będę nachalna ;)

Do rzeczy. Czytający mnie na fejsbuniu już wiedzą, bo narobiła rabanu. Agnieszka, moja sąsiadka, narobiła rabanu. W sensie pozytywnym, na szczęście, ponieważ bardzo przypadła jej do gustu (Aga, chyba mogę tak powiedzieć? ;) nowa dj-torba, którą stworzyłam dla niej z niemałą pomocą M. Przygotowanie ładnego i możliwego do zamontowania w(y)łącznika było dużo trudniejsze niż w pierwszych planach. Ale efekt końcowy jest zacny :) i teraz to dopiero będzie Dawid forever :D


Torba nie jest szeroka, ale ma szeroki klin, z którego można rezygnować, gdy nie planuje się pakować do niej kilogramów materiałów do pracy dj-a. Taka zwężona prezentuje się bardzo zgrabnie.




Włącznik można wyjąć na czas prania na przykład. Zalecam ;)
Zalecam też niedzielny odpoczynek! ;)


sobota, 20 kwietnia 2013

O pomysłach, nowym życiu i braku czasu

Tytuł posta może straszyć - sugerować nastostronicowy elaborat. Ale gdzie tam. Będzie jak zwykle chaotycznie i nie za długo, mam nadzieję.
Uwielbiam Pinterest, jak miliony. Irytuję się czasami, że więcej czasu poświęcam na szperanie i Pinnen, niż samo działanie. Ale tak mam od zawsze. Na studiach uparcie i zajadle robiłam wszystko na ostatnią chwilę i wtedy nauczyłam się, że właśnie w tym ostatnim momencie, deadline w oku, mam najlepsze pomysły. Więc teraz działam podobnie. Gromadzę, porównuję, analizuję, poprawiam, wracam, już mi się nie podoba, szukam znowu, trafiam w sedno albo prawie prawie... da capo al fine. A że czas jest standardowo towarem deficytowym, bałagan się zwielokrotnia.
Mój mózg wygląda po tych radosnych szarpaninach tak:



Śmiem twierdzić, że bez Pinterest moje życie byłoby spokojniejsze, a mózg lepiej poukładany. Dzięki Bogu, jest jak jest.
Tym, co uwodzi mnie szczególnie, jest re- i upcycling. A ponieważ jednym z najbliższych memu sercu sprzętów domowych jest maszyna do szycia, wyjątkową sympatią darzę projekty z igłą, nożyczkami itp w tle. Ludzka pomysłowość w nadawaniu przedmiotom nowego życia i wykorzystywania inaczej niż w instrukcji obsługi  mnie po prostu zachwyca. A przy okazji ratuje w czasach kryzysu ;)
Dziś mały UP krawieckiej miary. W moim domu ma ten gadżet rangę dekoru ;) Z musu - można natknąć się na nią wszędzie :)
Ten UP dedykuję moim tegorocznym maturzystom <3 



PS. Jak już napisałam, poddałam weryfikacji temat posta. Żeby nie być gołosłowną... pokolorowałam bezpośrednie odnośniki do tematu ;)))
Miłego weekendu, do przeczytania niebawem :)

sobota, 13 kwietnia 2013

Everybody loves London

Sobota upłynęła pod trzema znakami: najpierw praca i obowiązki. Potem zasłużony leń, z wyjątkowo długim ogonem. Wreszcie - radosny powrót maszyny na stół. To stół dębowy o wielu rysach, tak w drewnie, jak jego historii. Mój Tata bawił się na nim w okręt.
Przy okazji.
On: - Jak można bawić się na stole w okręt?
Ona: - Wystarczy postawić go blatem na dół i można rozpinać żagle.

Stół zjechał całą Polskę. Okrętem był w okolicach Wałbrzycha, gdzie latem, za berbecia, miałam piękny widok na Góry Sowie. Potem przyjmował gości na Podlasiu. Tam się nie widzieliśmy - nasze kolejne spotkanie miało miejsce na Kujawach. A stamtąd prosta droga nad morze. Tak samo prosta jak dla mnie.
Ale wracając do tematu znaków i maszyny na wyżej przedstawionym.
Tak już mam, gromadzę tkaniny duże i małe, grube i cienkie, wzorzyste i jednolite. Któż tego nie zna?
Już od kilku miesięcy czekają na mnie arkusze filcu, który wreszcie dziś wzięłam w obroty. Chylę czoła przed wszystkimi, którzy tak cudownie radzą sobie z jego - na pierwszy rzut oka banalną - obróbką. Myślę tu przede wszystkim o domowych wytworach i ograniczeniach w postaci np średnio profesjonalnej maszyny.
"Udało mi się" - mam nadzieję, że mogę to powiedzieć! - okiełznać w końcu szare zwoje na okoliczność niewielkiej listonoszki na długim pasku, okraszonej jak widać. W środku mocna bawełna w roli podszewki, dwie kieszonki, zapięcie - magnes.
A do kompletu, proste a urocze (nie inaczej!) etui na fona. Też z wyrazami miłości for London.
(Nie ma Londyn, jest Lądek!)






Tymczasem, dobranoc chyba :) 
Przemiłej niedzieli! 

wtorek, 2 kwietnia 2013

Kto czyta, nie błądzi

Jak wiemy, Polska czyta co najwyżej etykiety niektórych artykułów spożywczych i nagłówki gazet za szybą kiosków, saloników  i punktów prasowych (bo to nie to samo!).
Wiemy też, że nie tylko w statystykach własnych wypadamy blado. W porównaniu do naszych sąsiadów jesteśmy przezroczyści. Mam na myśli Czechów i Niemców.
W czeskich księgarniach nie bywam zbyt często - ponieważ po czesku nie czytam. Trochę mówię, ale to w odpowiedniej oprawie żywieniowej. Ostatnio w praskiej księgarni kupowałam plakat Muchy. Miałam jednak okazję trafić na dane statystyczne dla tegoż narodu. Chciałoby się, o!
Bardzo nieźle mają się także nasi sąsiedzi za Odrą. Tam bywam, ponieważ po niemiecku czytam. (Również mówię, piszę, śpiewam, bywa, że śnię.) Jakoś niemieckie księgarnie nie padają jak muchy. Nie muszą ratować się działami ...bardzo luźno związanymi z książką. Ani kawy parzyć. Chciałoby się, o!
Nie tylko na tę okoliczność stworzyłam kolejną, niemieckojęzyczną tym razem wersję torby "Teraz czytam". 
Trafi do pewnej nauczycielki, która upodobała sobie te dwa kolory, dzięki czemu znana jest jako "Blau-Weiß". Serdeczne pozdrowienia :)




***

Heute zweisprachig. Und das wegen der neuen Tasche. Es geht nicht darum, dass es in Polen so wenig gelesen wird. Leider kommt das vor, und wir können uns vor unseren Nachbarn schämen - sowohl in Tschechien als auch in Deutschland sehen die Statistiken viel besser aus, und die Buchhandlungen sind voll. Bei jedem Besuch in Deutschland mache ich einen Bummel zwischen Bücherregalen und immer suche ich mir etwas heraus. Eigentlich könnte ich Bücher stapelweise kaufen, und dies auch ... im Bezug auf die Preise. Fast (?) alle Bücher in Deutschland werden auch als Taschenbücher veröffentlicht. Auf billigerem Papier gedruckt. Die kosten meistens weniger als die in Polen herausgegebenen Bände. Sollte man in Polen daran denken, wenn man sich um das Lesen kümmern möchte.
Die Tasche habe ich für eine Frau mit dem Spitznamen „Blau-Weiß“ gemacht - daher die Farben. Vielleicht taucht sie hier mal auf..? Dann liebe Grüße - und ich hoffe, die Tasche an der Tasche ist groß genug ;)





Do pary, powstała wersja męska. Większa, z dłuuugim uchem i ogromną kieszenią.

***
Dann ist noch eine entstanden. Männlich. Riesig. Für sehr dicke Lektüren. Viel Spaß bei denen!