niedziela, 19 sierpnia 2012

Nareszcie niedziela!

Okrzyk może dziwny w ustach kogoś, komu dano drugi już miesiąc wakacji. Zapewniam, że uzasadniony w moim przypadku - w tym roku. W wyniku splątań i poplątań różnych wydarzeń i propozycji nie do odrzucenia, składanych mi przez Los, dopiero dziś mogłam cieszyć się niedzielą na plaży. Siatunia numer 1 (pozostanie nim chyba na zawsze) zapozowała w nowej scenografii, ja wystawiłam ramiona, czas już miał zacząć leniwie płynąć, aż nagle..przyszedł cień. I okazało się, że TA plaża jest tak płytka, a położona przy lesie, że dziś się na pewno nie spieczemy. Przyjemność plażowania jednak utrzymała się na wysokim poziomie!
Futrzaste zostały w domu, wszak piasku w kuwecie dość - to mniej więcej przekazały spojrzeniami, na propozycję wspólnego wypadu nad morze.
Po powrocie zastaliśmy je W poszukiwaniu straconego cienia. Bazylia i szałwia wiele go nie dadzą, a już na pewno, jeśli leży się po niewłaściwej stronie doniczki. Żeby się nie kompromitowały nieznajomością podstaw geografii, zrobiłam im zasłonkę, która już wiedziała, na którą stronę rzucać cień ;)
Biedactwa, nawet apetyt odwrotnie proporcjonalny do temperatury. Tu Pyza - Maciejka w tym czasie zażywała kąpieli czoła. Takie małe, rodzinne rytuały.

Udanego tygodnia :)

1 komentarz:

  1. ale kocurek :) zapraszam na konkurs na moim blogu, do wygrania kolorowe świecące kule :)

    OdpowiedzUsuń