piątek, 30 listopada 2012

Nie do podrobienia...

..są głównie chwile. I o tym traktuje mój ostatni listopadowy przystanek - przysiadka przy maszynie.
Miało powstać coś dla filcującej, ot gra słów pomogła - dziękuję mojemu wsparciu :*





Ten przystanek taki przedadwentowy. Jednocześnie z nim w lodówce pojawiły się miski ciasta piernikowego. Ciasto sobie dojrzewa, ustawiłam przypominajkę na 11. grudnia - wówczas wyląduje w piecu, żeby po upieczeniu jeszcze trochę poleżakować.
Ten piernik jest w mojej rodzinie tak długo, jak moja pamięć. Nie przepadałam za nim, berbeciem będąc - berbecie doceniają chyba głównie to, co pieruńsko słodkie, kremowe, może z owocami.
Dziś sama nie wyobrażam sobie innego piernika niż ten - na żytniej mące, z ogromną ilością miodu, bakaliami jakie tylko mi się przyśnią. Mniam. Już nie mogę się doczekać. Przy okazji to niesamowite uczucie radości z podtrzymywania tradycji rodzinnych. Zwłaszcza przy takiej dostępności pysznych wypieków! Dobrze jest wiedzieć, że jest się ogniwem...

Jeszcze parę toreb, torebek, siatek, jeszcze fura prezentów stworzonych dzięki maszynie, która przeżywa chyba swoją drugą młodość. Chciałabym dać jej już odpocząć, zafundować urlop, zająć się już tylko ciasteczkami i wieszaniem światełek. Może warto teraz przyspieszyć, żeby jak najszybciej pojawiła się możliwość zwolnienia tempa..?
Na pewno to pauza na dziś.

*Prezenty spod igły też ujawnię, ale dopiero po obdarowaniu :)

2 komentarze: